W sprawę zaangażowani są bezpośrednio: właściciel zbiornika bezodpływowego, popularnie nazywanego szambem, właściciel taboru asenizacyjnego, odbierający gromadzone ścieki w zbiorniku i przewożący je do oczyszczalni, a następnie zrzucający je do ciągu technologicznego poprzez stację zlewczą, oraz eksploatator
oczyszczalni. Jednak kwestia gospodarowania ściekami dotyczy jeszcze dwóch stron: starostwa, przyjmującego zgłoszenie budowy i ewentualnie legalizującego „samowolki budowlane”, oraz urzędu gminy (miasta), przyjmującego zgłoszenia eksploatacji, nadzorującego obrót ściekami i wydającego koncesje na przewóz ścieków gromadzonych w zbiornikach bezodpływowych.
Główny przedmiot sporu
Źródłem wątpliwości jest zbiornik bezodpływowy, czyli szambo. Należy przypomnieć, że od 1 maja 2004 r. musimy dostosowywać nasze prawo do dyrektyw europejskich. Zapis artykułu 3 dyrektywy 91/271/EWG dotyczącej oczyszczania ścieków komunalnych [1] brzmi: „W przypadku gdy ustanowienie systemu zbierania nie jest uzasadnione, jako że nie przyniosłoby korzyści dla środowiska lub powodowałoby nadmierne koszty, należy zastosować pojedyncze systemy lub inne właściwe systemy zapewniające ten sam poziom ochrony środowiska”. Jest to jednoznaczny nakaz stosowania przydomowych oczyszczalni ścieków na terenach, na których budowa systemu zbierania (sieci) kanalizacji jest nieuzasadniona. Regulacje dyrektywy wprowadzone do polskiego prawa ustawą Prawo wodne [2], w art. 42 pkt 4 brzmią: „W miejscach, gdzie budowa systemów kanalizacji zbiorczej nie przyniosłaby korzyści dla środowiska lub powodowałaby nadmierne koszty, należy stosować systemy indywidualne lub inne rozwiązania zapewniające ochronę środowiska”.
Porównując obydwa zdania, zauważymy istotną różnicę. Biorąc pod uwagę, że akt niższego rzędu nie ma prawa zmieniać zapisów aktu wyższego rzędu, powstaje nieodparte wrażenie pewnej manipulacji dokonanej w Prawie wodnym. Zapis w ustawie jest wieloznaczny i powoduje niekorzystne dla środowiska interpretacje prawne, czym są „rozwiązania zapewniające ochronę środowiska”. Nie mając uprawnień do szukania powodów fałszowania prawa, lepiej zwrócić się do zapisów podstawowych i obowiązujących, czyli prawa unijnego.
Należy postawić pytanie o podstawę prawną stosowania zbiornika bezodpływowego (szamba) na ścieki. W żadnym z głównych i obowiązujących aktów prawnych (Prawo ochrony środowiska [4], Prawo wodne czy Prawo budowlane [3]) nie przewiduje się takiego tworu. Nie są określone procedury, normy i nazewnictwo. Należy domniemywać, że rozpatrywanie istnienia szamba jest bezprzedmiotowe. Przy dużej dozie dobrej woli za zbiornik bezodpływowy można uznać osadnik gnilny. Budowę tych zbiorników reguluje norma PN-EN 12566-1 [8]. Ale zgodnie z Prawem budowlanym na budowę zbiornika należy uzyskać „pozwolenie na budowę”, co wydaje się być absurdem. Wprawdzie powyższa norma dotyczy oczyszczalni do 50 RLM, ale już sposób budowy oczyszczalni określa wyłącznie norma PN EN 12566-3 [9].
Aby taki obiekt budowlany (urządzenie) został dopuszczony, musi zapewniać taki sam poziom ochrony środowiska jak zbiorowy system zbierania i oczyszczania ścieków, czyli co najmniej szczelność układu oraz właściwie prowadzony nadzór i kontrolę. Chyba nie ma w Polsce ani jednej osoby, która twierdziłaby, że:
- właściciel czteroosobowego gospodarstwa i zbiornika o pojemności czynnej 5 m3 aż 30 razy w roku (czyli blisko co dwa tygodnie) oddaje ścieki taborowi asenizacyjnemu i ma na to dowód w postaci pokwitowania;
- właściciel taboru ma wszystkie pokwitowania na taką ilość ścieków zabranych od właściciela i przekazanych do stacji zlewczej;
- stacja zlewcza posiada pełną rejestrację jakości i ilości ścieków odbieranych od właściciela taboru;
- gmina ma pełny spis ilościowo-jakościowy zbiorników i choć raz w roku kontroluje trzy pierwsze podmioty (porównuje otrzymane dane).