Projekt międzywydziałowego dyplomu wielobranżowego BIM z perspektywy jego promotora – dr. inż. Jacka Magiery
Centrum Interdyscyplinarne BIM
fot. arch. mgr inż. Katarzyna Jankowska
fot. arch. mgr inż. Katarzyna Jankowskafot. arch. mgr inż. Katarzyna Jankowska
Dziękując niedawnym podopiecznym i autorom artykułu oraz redakcji „Rynku Instalacyjnego” za możliwość dodania paru słów komentarza, chciałbym się podzielić z czytelnikami kilkoma obserwacjami na temat tej niezwykłej inicjatywy studentów specjalności BIM na WIL PK, jakim był międzywydziałowy wielobranżowy dyplom BIM. Wypada chyba zacząć od stwierdzenia, że najcenniejszą częścią tego projektu była inicjatywa, zapał i zaangażowanie samych zainteresowanych. To był prawdziwy dynamit tego projektu, choć i powód do pewnych obaw. Stare powiedzenie mówi, że „dla chcącego nie ma nic niemożliwego”, ale inna prawda jest taka, że czasami realia zewnętrzne stanowią barierę nie do pokonania nawet dla najbardziej chcących. A jeśli się ją przejdzie, to się wychodzi potłuczonym i pokaleczonym i ma się serdecznie dość „eksperymentów”.
Zobacz także
Panasonic Marketing Europe GmbH Sp. z o.o. Agregaty z naturalnym czynnikiem chłodniczym w sklepach spożywczych
Dla każdego klienta sklepu spożywczego najważniejsze są świeżość produktów, ich wygląd i smak. Takie kwestie jak wyposażenie sklepu, wystrój czy profesjonalizm obsługi są dla niego ważne, ale nie priorytetowe....
Dla każdego klienta sklepu spożywczego najważniejsze są świeżość produktów, ich wygląd i smak. Takie kwestie jak wyposażenie sklepu, wystrój czy profesjonalizm obsługi są dla niego ważne, ale nie priorytetowe. Dlatego kwestia odpowiedniego chłodzenia jest w sklepach kluczowa, ponieważ niektóre produkty tracą przydatność do spożycia, jeśli nie są przechowywane w odpowiednio niskiej temperaturze. Do jej zapewnienia przeznaczone są między innymi agregaty wykorzystujące naturalny czynnik chłodniczy.
Panasonic Marketing Europe GmbH Sp. z o.o. Projektowanie instalacji HVAC i wod-kan w gastronomii
Ważnym aspektem, który należy wziąć pod uwagę podczas projektowania instalacji sanitarnych w obiektach gastronomicznych, jest konieczność zapewnienia nie tylko komfortu cieplnego, ale też bezpieczeństwa...
Ważnym aspektem, który należy wziąć pod uwagę podczas projektowania instalacji sanitarnych w obiektach gastronomicznych, jest konieczność zapewnienia nie tylko komfortu cieplnego, ale też bezpieczeństwa pracowników i gości restauracji. Zastosowane rozwiązania wentylacyjne i grzewczo-klimatyzacyjne muszą być energooszczędne, ponieważ gastronomia potrzebuje dużych ilości energii przygotowania posiłków i wentylacji.
TTU Projekt Schodołazy towarowe - urządzenia transportowe dla profesjonalistów
Elektryczne schodołazy towarowe produkowane są z myślą o szczególnych warunkach pracy w branży budowlanej, transportowej i instalatorskiej - konieczności szybkiego wejścia po schodach, transportu nieporęcznych...
Elektryczne schodołazy towarowe produkowane są z myślą o szczególnych warunkach pracy w branży budowlanej, transportowej i instalatorskiej - konieczności szybkiego wejścia po schodach, transportu nieporęcznych ładunków, ich załadunku do samochodu czy automatycznego poziomowania. Pozwalają zmniejszyć obciążenie pracowników oraz zwiększyć bezpieczeństwo ich pracy.
W artykule:• Kwestie formalne
|
Dziękując niedawnym podopiecznym i autorom artykułu oraz redakcji „Rynku Instalacyjnego” za możliwość dodania paru słów komentarza, chciałbym się podzielić z czytelnikami kilkoma obserwacjami na temat tej niezwykłej inicjatywy studentów specjalności BIM na WIL PK, jakim był międzywydziałowy wielobranżowy dyplom BIM. Wypada chyba zacząć od stwierdzenia, że najcenniejszą częścią tego projektu była inicjatywa, zapał i zaangażowanie samych zainteresowanych. To był prawdziwy dynamit tego projektu, choć i powód do pewnych obaw. Stare powiedzenie mówi, że „dla chcącego nie ma nic niemożliwego”, ale inna prawda jest taka, że czasami realia zewnętrzne stanowią barierę nie do pokonania nawet dla najbardziej chcących. A jeśli się ją przejdzie, to się wychodzi potłuczonym i pokaleczonym i ma się serdecznie dość „eksperymentów”.
Czułem obawę, czy nie porywamy się z „motyką na słońce”, kiedy w czerwcu czy lipcu 2018 roku czwórka studentów przyszła do mnie z inicjatywą zrobienia dyplomu zespołowego BIM i to wielobranżowego. Obawę nie dlatego, że w sumie nikt z nas nie miał doświadczenia w takich inicjatywach, albo że będzie to z pewnością dla nas, nauczycieli akademickich, więcej pracy, czy że możemy się narazić na zarzut pseudoinnowacji od zwolenników „twardej wiedzy inżynierskiej” sprawdzanej w tradycyjnych dyplomach, traktujących „jakieś tam BIM-y” co najwyżej jako przelotną modę. Obawa dotyczyła odpowiedzialności za powodzenie projektu realizowanego w zespole, którego jeszcze de facto nie ma, za czwórkę (a finalnie ósemkę) młodych ludzi chcących spróbować czegoś nowego, zmierzyć się z poważnym wyzwaniem, ale równocześnie niedoświadczonych w realizacji projektów zespołowych i zarazem uzależniających swój osobisty sukces od zaangażowania i pracy kolegów i ich odpowiedzialności. Nie miał to być przecież projekt semestralny, tylko dyplom i w razie porażki kosztowałby uczestników cały rok, prawdopodobnie nowy temat, stratę czasu i pieniędzy… Od początku jasne było dla mnie, że nawet jeśli tylko jedna osoba zawali, nie będzie realizować swoich zadań albo w środku roku w ogóle się wycofa, to inne osoby leżą, projekt będzie niewypałem, a obrony prac magisterskich – nawet jeśli do nich dojdzie – „kroniką zapowiedzianej śmierci” (G.G. Marquez). A tu studenci stoją przede mną „w skowronkach”, nastawieni na sukces, rozentuzjazmowani… Spytałem tylko, czy są świadomi, że jadą na jednym wózku, zależą od siebie nawzajem i że pewnie dowiedzą się sporo nieprzyjemnych rzeczy o sobie samych i o swoich kolegach z zespołu. Może nawet kilkuletnie przyjaźnie legną w gruzach?
Kwestie formalne
Druga wątpliwość dotycząca tego projektu, widoczna już w fazie jego inicjacji, była natury formalnej. Już rzut oka na regulamin studiów na Politechnice Krakowskiej studził zapał: zespołowy dyplom magisterski może być realizowany jedynie przez dwie osoby naraz… Maksymalnie dwie, a my już na początku mamy czwórkę dyplomantów, nawet jeszcze bez architekta, nie mówiąc o innych branżach – kłopot. Patrzymy dalej: ja, jako promotor, mogę się opiekować zakresem BIM: narzędzia, BIM Management, koordynacja BIM, w czym się specjalizuję. Jednak konstruktorem ani tym bardziej architektem, kosztorysantem czy instalatorem nie jestem i nie będę i nie mam prawa podjąć się promotorstwa w tych specjalnościach. Zatem drugi kłopot… Szybka myśl: trzeba podzielić ten dyplom na kawałki, na niezależne dyplomy branżowe realizowane w co najwyżej dwuosobowych zespołach. Niby proste, ale mamy trzeci kłopot: potrzebujemy do tego pięciu promotorów z trzech Wydziałów Politechniki, gotowych na eksperyment pt. „BIM poziomu dojrzałości 2 w dyplomie studenckim”…
Jednak energia u studentów kipiała, a i ja czułem w głębi serca, że nie po to otwieraliśmy specjalność BIM, budowaliśmy od podstaw autorski program 300 godzin zajęć kursowych (i dodatkowe 150 godzin fakultetów), pokazywaliśmy potencjał i siłę tej metodyki, żeby się teraz cofać i zawieść studentów. Zatem seria rozmów: dyrekcja macierzystego Instytutu Technologii Informatycznych w Inżynierii, Dziekan WIL, Prodziekan WIŚ, nawet Dział Inwestycji PK (potrzebujemy podkładów mapowych, informacji o sieciach itp.), studenci własnymi kanałami szukają architekta i kosztorysanta (skutecznie!), a dzięki zaangażowaniu Prodziekana WIŚ mamy dwóch instalatorów. Jest więc zgoda na „wysokim szczeblu”, ale to nie koniec: wciąż potrzebujemy pięciu promotorów… A na tym polu żaden dziekan nie ma władzy, nikt nikogo nie zmusi do takiej pracy.
Do pracy!
Sporo przygotowań, wakacje pod znakiem wielu spotkań i rozmów, w końcu na początku października mamy już wszystko: dwie osoby realizujące architekturę, kolejne dwie od projektu konstrukcyjnego, jedną kosztorysantkę, dwóch instalatorów i dwóch menedżerów/koordynatorów BIM. Ruszamy ze spotkaniami organizacyjnymi i szkoleniami, mała sala laboratoryjna wieczorami kipi energią. Szkolenia z BIM360 (jako uczelnia partnerska Autodesk mamy licencję), tworzenie standardów BIM, mini EIR-a i mini BEP-a, dyskusje. W połowie listopada mamy już pracujący zespół i zarysowaną wcześniej koncepcję projektu, studenci sami wymyślają i przeprowadzają ankietę wśród społeczności akademickiej, żeby lepiej zrozumieć jej potrzeby „lokalowe” i zbudować sensowny plan funkcjonalno-użytkowy. Duża radość – ankieta realnych potrzeb, żeby zrobić ćwiczeniowy projekt – czy ktoś słyszał o czymś podobnym? I to oni sami to wymyślili. Potem kilka miesięcy żmudnej pracy, wypadki i wpadki (np. rezygnacja dwóch osób w środku semestru zimowego – a jednak! wiedziałem! – ale szczęśliwie są dwie inne chętne do podjęcia działań na etapie, na którym zostały porzucone), rosną potrzeby dot. współpracy i dodatkowych zasobów (studenci proszą o salę laboratoryjną na cały dzień raz w tygodniu, okazuje się, że praca w chmurze – mimo zalet – nie pozwala tak skutecznie komunikować się między branżami, żeby sprostać rosnącej skali projektu i jego potrzebom). Wreszcie finał, pierwsze obrony (niestety nie razem, nie udało się zsynchronizować obron i pokazać całej siły tego ćwiczenia), radość i satysfakcja. Udało się! Dyplomy obronione, nikt nie przepadł za „cudze grzechy”, skala projektu i jego dojrzałość – nie waham się tego powiedzieć – unikalne.
BIM ‘n’ roll
Za Agnieszką Chylińska (O.N.A.) wypada może zapytać najpierw „czy warto było szaleć tak”? I to tak jak w piosence, momentami „aż do bólu”? Czy warto było podjąć ten wysiłek, narazić wszystkich na stres, dodać pracy studentom, sobie, poruszyć władze kilku wydziałów uczelni, szukać wsparcia innych osób, żeby summa summarum powstał jeszcze jeden projekt (fakt, może większy i bardziej zaawansowany) obiektu, który nigdy nie zostanie zrealizowany? Czy to coś dało?
Myślę, że odpowiedź na to pytanie można w znacznej mierze znaleźć, czytając powyższy artykuł autorstwa wykonawców tego dyplomu, inicjatorów projektu, i brzmi ona: „TAK!”. Jednak z perspektywy nauczyciela akademickiego i osoby czynnie promującej BIM wiem, że sens tej pracy widać jeszcze bardziej, jeśli wzniesiemy się ponad jednostkowe doświadczenia i osobiste zyski. Bo że na rynek budowlany trafiło kilka osób o bogatszym i unikalnym doświadczeniu, głębszym spojrzeniu na BIM i nowoczesne technologie budowlane – to jedno. Cenne, ale rewolucji z tego (przynajmniej szybko) nie będzie. Prawdopodobnie osoby o takich kompetencjach szybciej osiągną wyższą pozycję zawodową – super, to satysfakcja dla uczelni i osobista dla nas, nauczycieli (to miłe, kiedy ułatwiamy start życiowy młodych inżynierów, ale wiemy też, że tak bywa i bez dyplomów tego typu, skoro nasi absolwenci dostają pracę w najlepszych firmach budowlanych, a zdarza się, że już po kilku latach koordynują międzynarodowe projekty BIM o wartości miliardów złotych).
O wiele cenniejsze jest jednak, że projekt ten wyzwolił zadziwiającą energię i synergię działań różnych osób, także wśród kadr uczelni. Po stronie doświadczeń dydaktycznych pokazał, jak cudownie działa jedna z podstawowych zasad manifestu zwinnego zarządzania (Agile Manifesto), że najlepsze wyniki uzyskują samoorganizujące się zespoły, że pozwolenie na pewne (chciałbym zostać dobrze zrozumiany) „upodmiotowienie” studentów w zakresie podjęcia tematu pracy magisterskiej (tzn. przekazanie im aktywności i odpowiedzialności związanej z dyplomem, a nie wąskie narzucanie jego tematu i przysłowiowe „ciśnięcie”, żeby go zrealizować) prowadzi do lepszych rezultatów niż tradycyjne podejście. Jest to dużo ważniejszy wniosek i doświadczenie po stronie uczelni niż studentów. Projekt udowodnił także, że jeśli pozwolimy studentom współpracować i współdziałać, zwłaszcza na poziomie międzybranżowym i międzywydziałowym, efekt jest czymś więcej niż prostą sumą części składowych.
Zwolennikom „twardej” wiedzy inżynierskiej wypada dodać, że w obrębie swojej branży każdy uczestnik dyplomu wykazał się twardymi kompetencjami w nie mniejszym zakresie niż jego (czy jej) koledzy czy koleżanki, którzy realizowali tradycyjne tematy konstrukcyjne, architektoniczne i inne. Tyle że ci drudzy doświadczyli jedynie pojedynczej pracy w swojej branży, bez konieczności uruchomienia kompetencji miękkich, zaawansowanych narzędzi, a nawet przyjaźni, które ten dyplom zbudował w zespole. Dlatego warto tego typu inicjatywy kontynuować, rozwijać i pogłębiać. BIM – czy to w dyplomach, czy na innych zajęciach – jest ogromną szansą na przełamanie barier między wydziałami uczelni technicznych, pokonanie „silosów wiedzy”, kształcenie dojrzalszych absolwentów, lepiej przygotowanych do wyzwań obecnego rynku pracy. Bogatsi o te doświadczenia – jako uczelnia prowadząca specjalność BIM – wiemy, że na pewno „warto szaleć tak”…